sobota, 18 października 2014

Still alive

18 października 2014 • 20:27 • Polska

Tak, wbrew pozorom wciąż żyję. Kiedy uświadomiłam sobie, że nie było mnie tu od kwietnia, złapałam się za głowę. Naprawdę nie odzywałam się tak długo? Cholera, to niemożliwe.

Podczas tych kilku miesięcy trochę się wydarzyło. Wszystkiego opisywać nie będę, bo zajęłoby mi to dużo, dużo czasu, więc może skrótowo opiszę rzeczy najważniejsze. 
Moi rodzice niemal się rozwiedli (mama pozwoliła tacie wrócić, ale dalej nie jest kolorowo. Daję im czas do końca tego roku i znowu ich małżeństwo zawiśnie na włosku, wspomnicie jeszcze moje słowa), na obozie w Bułgarii poznałam świetnego chłopaka, z którym łączy mnie początkująca przyjaźń - tylko, albo aż (raczej aż. Nic więcej do niego nie czuję.). Z Logistykiem nadal nic nie ruszyło do przodu, ale to chyba już nikogo nie dziwi. Za to ostatnio do mojej znajomej napisała jakaś jej znajoma, że jej znajomy (tak, wiem jak to brzmi, przepraszam) się pyta, czy mam chłopaka. Domyślam się, kim może być ten znajomy, ale pewności nie mam, szczególnie, że mimo odpowiedzi mojej znajomej, że nie mam, zapadła cisza i nikt dalej nie drąży tematu. 

Założyłam też bloga z moimi fanfiction, a także wraz z Kaleid prowadzimy bloga kulinarnego - jeśli jest ktoś zainteresowany, to zapraszam: 

Ostatnio nie jest ze mną zbyt dobrze. Nie dość, że od początku września byłam już dwa razy chora, teraz jestem trzeci raz, to jeszcze oprócz przeziębienia, najprawdopodobniej (sądząc po objawach) dopadła mnie szalejąca ostatnio grypa żołądkowa. Przez to wszystko większość mojego czasu przez ostatni miesiąc spędziłam w łóżku.

I ciągle ta obojętność. Jestem obojętna na wszystko, niech się dzieje co chce, mam wyjebane.
Martwi mnie to. Ja taka nigdy nie byłam. Zawsze się w coś angażowałam, coś robiłam, gdzieś działałam. A teraz? A, pierdolę to wszystko.TO NIE JESTEM JA!
Chyba dzieje się ze mną coś złego...

sobota, 5 kwietnia 2014

Król

5 kwietnia 2014 • 17:52 • Polska

KRÓL

Wsiadłam do autobusu z Baczyńskim w dłoni
Autobus był czerwony, a ja byłam potworem
Femme fatale w starych trampkach

Miałam mokre skarpetki, ale moje oczy pozostały suche
Dopóki radio nie zazgrzytało
Zaczął śpiewać król i nawet nie musiałam patrzeć w kalendarz, by znać datę

Założyłam Baczyńskiego zdjęciem króla
Świat był zamazany i prawie przegapiłam mój przystanek
Wysiadłam, a kwietniowy deszcz wcale nie był ciepły

Królu, przysięgałeś, że nie masz broni
A mi nigdy nie będzie dane cię spotkać
Boże, oddaj nam go

wtorek, 11 marca 2014

Pan Logistyk i półmetek

11 marca 2014 • 17.25 • Polska

To ja.

Tak, żyję jeszcze.

Dzisiaj zaprosiłam Logistyka na swój półmetek.

Sama w to nie wierzę, bo wyszło tak spontanicznie...

Nie powiedział "tak".

Ale nie powiedział też "nie".

Powiedział, że się zastanowi.

Powinnam się cieszyć, prawda?

Ale ja się nie cieszę.

Mam wrażenie, że powiedział tak tylko dlatego, żeby mi nie sprawić przykrości, a tak naprawdę ze mną nie pójdzie.

piątek, 14 lutego 2014

Internetów wciąż brak.

14 lutego 2014 • 23:06 • Polska

Jak wyżej. Piszę z telefonu.

Walentynki. Ja swoje spędziłam z tabliczką nussbeisera (taaa, dieta), przed laptopem, pisząc jakąś tam jednopartówkę (jak skończę, to wrzucę). Kolejne walentynki spędzam sama. Przykre. I to nie chodzi o te głupie walentynki, bo jestem zdania, że jak się kogoś kocha, to powinno się mu to okazywać cały rok, a nie tylko wtedy, gdy sklepowe półki zatoną w różu i czerwieni, ale mówię ogólnie. To przykre być samotnym. Nie samym, ale samotnym. Bo z jednej strony, mam przyjaciół i wielu znajomych, którzy wciąż mnie otaczają, więc na samotność narzekać nie powinnam, ale to nie o to chodzi. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się przytulić w nocy, kogo mogłabym chwycić za rękę na ulicy. Kto by mnie uspokajał w czasie burzy. Kto ocierałby mi łzy, kiedy jestem smutna. Kto by był, po prostu był, i kochał mnie taką jaką jestem. Chciałabym, żeby to był Logistyk. Ale jeżeli chodzi o Logistyka, to dalej nie wiem na czym stoję.

sobota, 1 lutego 2014

Złośliwość rzeczy martwych

1 lutego 2014 • 11:37 • Polska

Rzeczy martwe są złośliwe. Bardzo złośliwe. Mój laptop jest tego kolejnym dowodem i przestał ze mną współpracować. Nie, to nie tak, że nie dzała. Działa, działa, ale nie łączy się z internetem. Wi-Fi normalnie działa, bo na telefonie mam internet, rodzice na swoim komputerze też mają internet, ale oczywiście mój laptop się na mnie wypiął.
Problem w tym, że nie lubię pisać postów na telefonie - nawet krótki tekst piszę dosyć długo i robię błędy. Dlatego dzisiejszy post jest taki krótki, informacyjny jedynie. Ale będę walczyć z tą wredną mendą!

wtorek, 21 stycznia 2014

Dzień Babci

 21 stycznia 2014 • 23:03 • Polska

To już drugi Dzień Babci bez babci. To znaczy, jedną babcię w sumie mam, ale co to za babcia, która pamięta o mnie tylko jak trzeba jej mieszkanie posprzątać... Poza tym ona wczoraj pojechała do sanatorium.
Więc poszłam do cioci, siostry tej babci, która była tą prawdziwą babcią, a nie taką od święta. Ściskając bombonierkę i czekoladę, pomknęłam dwie ulice dalej, zadzwoniłam do drzwi i weszłam do środka, składając cioci życzenia.
I teraz nie jestem pewna, czy dobrze zrobiłam.
Ciocia zareagowała dziwnie.
"Marietko, ale przecież ty nie jesteś moją wnuczką!"
Poczułam się, jakby mi ktoś w twarz trzasnął.
A potem ciocia się rozpłakała i przytuliła mnie.

Było ich pięcioro: cztery siostry i brat.
Brata podczas wojny wzięto do niemieckiego wojska i ślad po nim przepadł. Kiedyś, kiedy wspomniałam babci, że może on żyje gdzieś za granicą, babcia tylko uśmiechnęła się smutno. "Gdyby żył, to by nas szukał. A i ja go szukałam. Pisałam do Czerwonego Krzyża. Odpowiedź zawsze była ta sama: zaginął bez wieści."
Jedna z sióstr wyszła za mąż i wyprowadziła się jakieś dwieście kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Z czasem okazało się, że jej mąż to alkoholik i sadysta. Urodziła mu dwójkę dzieci, a potem przeżyła swoje krótkie życie w domu pełnym przemocy. Zmarła dosyć młodo na raka płuc.
Kolejna siostra również wyszła za mąż, jednak jak się później okazało, dokonała lepszego wyboru, jeśli chodzi o męża. Dzieci urodziła piątkę, jednak tylko czwórkę wychowała. Pierwszego synka zabiła (nieumyślnie, rzecz jasna. Podjęła się czegoś, na czym kompletnie się nie znała) jego własna babcia.Ciotka rodziła w domu i jej teściowa ucięła pępowinę... Przy samym brzuszku dziecka. Mając nieco ponad cztery miesiące chłopiec zmarł, wykrwawił się, bo rana na brzuszku otwierała się i krwawiła przy każdym wybuchu płaczu. Pozostała czwórka wciąż żyje i ma się dobrze. Ciotka też nie była stara, gdy zmarła. Była wtedy w szpitalu, poszła do łazienki i przewróciła się. Zabiła się, mocno uderzając głową o podłogę. W miejscu uderzenia miała pokruszoną czaszkę. Prawdopodobnie jeden z kawałków czaszki wbił się jej w mózg.
Babcia zmarła drugiego dnia świąt w 2012 r. Odeszła szybko, lekko. W pierwszy dzień świąt siedziała jeszcze z nami przy stole, czuła się świetnie, śpiewała kolędy i jadła świąteczne potrawy. Przed wyjściem ciotek i kuzynów powiedziała, że wszyscy mają zjawić się na jej urodzinach sześć dni później. Nic nie wskazywało na to, że jest bliska śmierci. Następnego dnia rano wstała, poszła do łazienki, ubrała się, a potem, tłumacząc się złym samopoczuciem, położyła się z powrotem do łóżka. Zapytała mnie jeszcze o datę, a kilka minut później zaczęła powoli tracić przytomność. Zadzwoniliśmy po pogotowie, nim przyjechało, babcia była już nieprzytomna. Reanimowano ją ponad godzinę, jednak gdy przerywano masaż serca, ono się zatrzymywało. Znajomy ratownik pokręcił głową z rezygnacją. W akcie zgonu wpisano "zespół umierającego serca". Ratownik powiedział, że serce babci się "zużyło". Nie potrafię tego zrozumieć. Nie potrafię. Serce babci się zużyło. Zużyło się, jak stara zabawka czy paczka chusteczek. Zużyło się. Nie mogę powstrzymać łez za każdym razem, gdy o tym pomyślę. Teraz też.
Ciocia, którą dziś odwiedziłam, jest najmłodsza z rodzeństwa i jest bardzo schorowana. I chociaż życzę jej jak najlepiej, to długiego życia jej nie wróżę - ciocia ma chorobę wieńcową, miażdżycę i zaawansowaną cukrzycę. Ma też usuniętą jedną pierś - miała raka, na szczęście z nim wygrała.

Po wizycie u ciotki poszłam na cmentarz. Było ciemno, cicho i spokojnie. Brakuje mi jej, chociaż minęło już tyle czasu. Nie mogę przywyknąć do myśli, że już nie wróci, chociaż doskonale to wiem. Brakuje mi dźwięków, nienawidzę ciszy, kiedy jestem sama w domu. Wciąż czasem wołam jestem!, wchodząc do pustego mieszkania, albo dzwonię dzwonkiem, gdy nie chce mi się szukać kluczy. I dopiero po kilku, kilkunastu sekundach uświadamiam sobie, że przecież nikt mi nie odpowie, nikt nie otworzy, bo nikogo nie ma.
Ona zawsze była, zawsze czekała.
Teraz też czeka, ale w innym miejscu.
Jestem tego pewna.